wtorek, 14 czerwca 2016

#19 "Miłość nie jest skar­bem, który się po­siadło, lecz obus­tron­nym zobowiązaniem."

Czasem zastanawiam się, co by było gdyby…
Jednak potem myślę, że po co tak rozmyślać, jeśli i tak nie cofniemy czasu?
Nie jestem perfekcyjna i także popełniam błędy.
Ostatnio rozstałam się z narzeczonym, którego kochałam. Uświadomiłam to sobie, gdy powiedziałam:
 „To koniec” i wyszłam z walizką z naszego mieszkania. Ale wtedy było za późno, aby się wycofać z tej decyzji…
Gdy minął  tydzień zadzwonił do mnie przyjaciel Jacka, który oznajmił mi, że mój były narzeczony jest
w szpitalu. Jest ciężko chory i w każdej chwili może umrzeć.
Płakałam całą noc. Nie wiedziałam, co mu mam powiedzieć, kiedy przyjdzie mi spojrzeć mu w oczy.
Podjęłam pewną decyzję i dopiero wtedy mogłam spokojnie usnąć.
Następnego dnia poszłam do niego do szpitala. Wyglądał strasznie. Chudy, blady, podpięty kabelkami, które podłączone były do różnych urządzeń. Długo stałam, patrząc się przez szybę na niego. Spał. Bałam się tam wejść- ostatnim razem był wściekły i nie chciał mnie widzieć nigdy więcej.
W końcu odważyłam się wejść do pomieszczenia. Obudził się, gdy  tylko otworzyłam drzwi.
Popatrzył na mnie i uniósł prawą brew do góry. Spodziewałam się innej reakcji- myślałam, że będzie wrzeszczał albo coś, ale najwyraźniej choroba go zmieniła.
- Amy, co tu robisz?- spytał mnie niemal niesłyszalnie.
- Ja… przyszłam do Ciebie. Już wiem o tym, dlaczego tu jesteś.
Spuścił wzrok.
- I coś we mnie ruszyło- zaczęłam mówić po krótkiej chwili ciszy- Już w dniu naszego rozstania…- z nerwów zaczęłam bawić się palcami, czułam  jego wzrok na mojej osobie- Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę  nadal Cię kocham.
Nie wiedziałam, czy dalsze gadanie coś da. I tak bałam się powiedzieć coś więcej, więc po prostu milczałam.
Popatrzył na mnie, a jego piękne niebieskie oczy błyszczały, jakby na znak nadziei.
- Amy- wypowiedział chrapliwie, za nim odezwał się ponownie odkrząknął- zawsze Ci mówiłem, że Cię kocham. Dla mnie byłaś i jesteś tą jedyną. Czułem to, kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
„ Było lato. Jakoś 4 lata temu. Wybrałam się rano do biblioteki, ponieważ moja sterta  książek, z którą wyszłam ostatnio została już przeczytana i czekała na wymianę. Jak zwykle słoneczna pogoda łechtała moją duszę i wywierała na mojej twarzy uśmiech. Słońce dawało mi nadziei, że dzień, jakikolwiek by nie był, ma szansę na lepszą chwilę.
Trzymając już wiele książek w ręce szukałam jeszcze jednej w dziale fantasy. Wyjmując tą ciekawą
 i wartą przeczytania, ktoś nagle natknął się na mnie i wywalił mi wszystkie książki.
- Przepraszam- wypowiedział.
- To ja przepraszam, za szybko wszystko robię- zaśmiałam się nerwowo.
Nie lubię takich sytuacji! Zawsze nie wiem, jak mam się zachować.
- Proszę- podał mi książki i uśmiechnął się.
- Dzięki
- Jak masz na imię?
- Amy, a ty?
- Ładnie. Jack.
- Miło mi, co czytasz?
- To, co w ręce wpadnie, dziś fantasy- wypowiedział, wskazując na regał.”
- Pamiętasz?- spytał, jakby wiedział o czym myślę.
- Nie da się o tym zapomnieć- uśmiechnęłam się i usiadłam na taborecie obok jego łóżka.
- Ale teraz i tak już za późno, by cokolwiek poprawiać-odparł ze smutkiem.
- Jack, nie wolno Ci tak myśleć. Ty musisz żyć, bo masz dla kogo.
- No niby dla kogo? Ty odeszłaś, nie mam już po co żyć…- odpowiedział.
Wtedy moje serce stanęło. Jak? Przecież tu jestem! To było dla mnie straszne, gdy ktoś,
kogo kocham całym serduchem mówi coś, co nigdy bym się nie spodziewała…
- Dla mnie- odpowiedziałam cicho.
- Nie jestem do tego przekonany. Gdybyś mnie kochała, nie zostawiałabyś mnie od tak.
Masz kogoś? Miałaś romans?- zaczął mówić podniesionym głosem.
- Nie! Jak możesz tak mówić! Kocham Cię, przecież wiesz. Tylko Ciebie.
- Wróć, kiedy twoje słowa będą prawdą- zawarczał i odwrócił się do mnie plecami.
Ze łzami w oczach wyszłam z sali i nie pojawiłam się więcej.  Aż do pamiętnego dnia…
- Po co do mnie dzwonisz? Przecież on powiedział mi, że mam po co  wracać- od razu wyskoczyłam,
gdy odebrałam telefon od przyjaciela Jacka, Collina.
- Jest z nim coraz gorzej. Jeśli Ci zależy, przyjedź.
Załamałam się. Gorzej? Jak bardzo gorzej? Moje ręce całe się trzęsły, gdy próbowałam się doprowadzić do porządku. Przez ten tydzień, odkąd po raz ostatni widziałam Jacka, mało spałam, prawie nic nie jadłam, a moje włosy były jak siano. W końcu wypuściłam koszulkę i zsunęłam się
 na ziemię, głośno płacząc. W końcu pojechałam, lecz wyszłam z kwitkiem, znów nie chciał ze mną rozmawiać.
Przez te dni coraz bardziej doskwierała mi nieobecność Jacka. Pomimo tego, że nie czułam czegoś takiego po rozstaniu, jednak teraz… jakby przyszło ze zdwojoną siłą.
Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w moim mieszkaniu, nawet moja pasja, rysowanie nie pomagała mi w zapełnieniu choćby 1/8 doby…
„Dlaczego życie jest aż tak niesprawiedliwe?”- pytałam sama siebie. Nie dostałam niestety odpowiedzi, a tak jej potrzebuje…

Mijały dni, a ja nie dostawałam żadnych wiadomości od Collina. Martwiłam się o Jacka,
nie wiedziałam, jak się czuje, co się u niego dzieje. Tęskniłam.
Jednak któregoś dnia pomimo pewnej niechęci mojego byłego wybrałam się do szpitala,
nie informując nikogo. W recepcji powiedziałam, że jestem narzeczoną pacjenta- przecież to prawie prawda, dlatego bez problemu dostałam się do śpiącego Jacka.
Nie budziłam go. Położyłam na szafce nocnej namalowany przeze mnie jego portret i liścik.
„ Kocham Cię. Uwierz w to. Nadal mam pełno kartek, twoich piosenek napisanych przez Ciebie. Myślisz, że gdybym Cię nie kochała, trzymałabym to nadal?
Nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym, lecz decyzja należy do Ciebie, czy zasługuje na drugą szansę.
Twoja Amy”
Następnego dnia zadzwonił do mnie i wyjaśniliśmy sobie wszystko. Pomimo choroby wróciliśmy
do siebie, lecz wiedziałam, że nie będzie łatwo.
Odwiedzałam go co kilka dni. Przynosiłam mu nowe książki, a on pochłaniał je, ciesząc się jak dziecko. Nie był już aż tak bardzo słaby, choć statystyki i wyniki badań, mówiły jednak co innego…
Pewnego dnia powiedział mi coś bardzo ważnego:
- Amy, bardzo Cię kocham, przecież wiesz- otworzył szafkę, która stała koło jego łóżka po prawo
i wyjął z niej białą kopertę- Otwórz to, gdy nie będzie mnie już na tym świecie.
Płakałam. Dlaczego tak szybko się poddawał? Wzięłam od niego list i wyszłam. Nie mogłam tam już siedzieć dłużej.
Następnego dnia siedziałam znów przy jego łóżku, trzymając go za rękę. Dzisiejszego dnia wyglądał gorzej, niż wcześniej.
- Amy, ja czuję, że to koniec, że nadeszła na mnie pora- powiedział ledwie słyszalnie.
W moich oczach pojawiły się łzy.
Dlaczego, gdy się zaczyna wszystko układać, znów musi się sypać ponownie?
- Jack, nie mów tak. Nie możesz  umrzeć- powiedziałam, powstrzymując łzy i gładząc jego rękę.
- Ale ja to czuję. Amy, ja wiem, że zawiodłaś się na mnie i dlatego ze mną zerwałaś. Po prostu   zrozumiałem, że nie dawałem Ci tyle miłości, co czułem w sercu. Nie poświęcałem Tobie za dużo czasu. Przepraszam- powiedział, szepcząc  tylko ostatnie słowo.
- Spokojnie, Jack. Już dawno o tym zapomniałam.
- Wiesz, że Cię kocham?- spytał.
- Wiem i ja Ciebie też- odpowiedziałam i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Gdy oderwaliśmy się od siebie chwilę potem aparatura, która cicho wydawała dźwięki według bicia serca Jack’a zaczęła pikać, a Jack zamknął oczy..
Zaczęłam płakać. Właśnie odeszła osoba, którą tak mocno kochałam.
- Nie! Jack, Jack!- trzymając rękę całowałam opuszki palców, lecz to nie dawało… Nie było go już ze mną. Nie było…
Wiedziałam, że reanimacje nic nie dadzą, dlatego nie wołałam lekarzy.
„Może bardziej tam był potrzebny?”- pomyślałam, patrząc w górę oczami pełnych łez.
W tej chwili przyszedł lekarz. Złożył wyrazy współczucia i napisał akt zgonu. Na moje oko był blisko 30-stki. Wysoki brunet o niebieskich oczach codziennie spotyka się z takimi przypadkami, więc co chwila mówił tą samą formułkę, jak mu przykro. A ciekawe, czy on wie, co czuje taka osoba, której sypie się świat?
Parę chwil później  przyszedł Collin, przyjaciel Jack’a. Widział, co się stało, więc czym prędzej podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Ja nadal płakałam, mocząc mu koszulę.
- To nic- powiedział, widząc, że się odsuwam- Koszulę się wypierze.
Przytulał mnie, a ja w jego ramionach czułam, że jestem bezpieczna.
- Wiem, jak się czujesz. Wiem, że nie jest Ci łatwo. Nie powinnaś być teraz sama, więc jak chcesz możesz zamieszkać ze mną.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nic dla mnie już teraz się nie liczyło. Nie obchodziło mnie, z kim będę mieszkać. Świat legł w gruzach. Nie ma mojego Jacka, nie ma mnie. Nic nie jest ważne. Zostały tylko wspomnienia…
                                                                                 *
Siedzę w małym pokoiku, który przygotował dla mnie Collin- jest przytulny i wielkość mi nie przeszkadza. Lepiej jest, że jest mały, niż wielki, w którym czułabym się jeszcze bardziej samotna.
Minął już tydzień odkąd Jack’a nie ma z nami. Czuję się trochę lepiej, mieszkając tu. Cały czas o Nim myślę, rozpaczając, że nie ma go obok.
„Tęsknię za Tobą. Tak bardzo tęsknię. Można powiedzieć, że umieram z tęsknoty, lecz coś mnie tu trzyma na tym świecie, nie dopuszczając mnie do Ciebie”- piszę te słowa na kartce, a łzy kapią mi po policzkach, rozmazując cały  tekst.
Wspominając ostatnie tygodnie nie mogłam uwierzyć, że spotkało to właśnie nas.
-Amy, już jestem!- krzyknął jak co dzień, wracając z pracy.
Gdy on jest w pracy, ja w sumie nie robię nic. Czasem sięgam po farby, lecz po kilku minutach rezygnuję. Dla kogo mam to malować? Kto to będzie oglądać?
Dlatego całe dnie spędzam u siebie, oglądając zdjęcia, filmiki- wszystko, co tylko może przypomnieć mi Jacka. I wiecie co? To mi pomaga- czuję, jakby był obok. Choć przecież nie jest…
 Na pustej ścianie powiesiłam jego zdjęcie z czarną wstążką- jest uśmiechnięty ze swoją bujną czupryną, z przepełnionymi radością oczami, co w niczym nie przypominał chłopaka, którym był przez ostatni czas.
Wiem, że na pewno chciałby, żebym zapamiętała go właśnie takiego, a nie tego z ostatnich tygodni. Ale tak się nie da. Nie da się zapomnieć czasu, gdy tak bardzo cierpiał.
Collin jak co dzień wszedł do mojego pokoju i usiadł obok mnie na łóżku.
- Od dłuższego czasu wiedział o chorobie. Musiałem mu obiecać, że nic Ci nie powiem. Gdy się rozstaliście, nie wnikam kto z kim i w jakich okolicznościach, ale niedługo po tym, jego stan zaczął się pogarszać. Kiedy jego stan był jaki był, nie mogłem dalej przed Tobą tego ukrywać. On…- urwał.
Dla niego także było to trudne- bardzo Cię kochał. Był wspaniałym człowiekiem. Z resztą sama wiesz, jaki był. Nawet, gdy wiedział o chorobie potrafił się cieszyć z życia i z tego, co podarowało mu życie. Gdy w soboty spotykaliśmy się - jak to mieliśmy w zwyczaju, potrafił cały czas mówić o Tobie. Widać było, jak bardzo Cię kocha- gdy to mówił po policzkach leciały mi łzy- Wiem, że nie było mu łatwo żyć z myślą, że on odejdzie, a ty zostaniesz tu sama. Obiecałem, że zaopiekuje się Tobą, najlepiej jak tylko będę mógł. Wiem, jak bardzo byłaś dla niego ważna. On… na pewno patrzy na Ciebie tam  góry
 i czuwa nad Tobą.
Popatrzyłam w górę z oczami pełnymi łez. Łzy leciały mi po policzkach, a ja czułam, że zaraz rozkleję się na dobre. Collin przytulił mnie tak jakoś inaczej, jak nigdy wcześniej. Pierwszy raz mówił mi coś takiego. Przez ten tydzień starał się nie rozdrapywać tych ran, które po trochu się goiły. Starał się pocieszać, poświęcał mi dużo swojego czasu.
- Bardzo Ci dziękuję, że opiekujesz się mną i pozwalasz mi tu mieszkać.
- Amy,  nie masz mi za co dziękować.  Jack byłby mi wdzięczny za to, co robię- mówił, patrząc na jego zdjęcie.
- Na pewno tak jest, Collin.
Kiwnął głową. Wiem, że on także przeżywał śmierć Jacka. Przyjaźnili się od lat. Ufali sobie, spotykali się w każdą sobotę w pubie. Nie na alkohol, ponieważ Jack nie lubił alkoholu, pił tylko w ostateczności, znał umiar. Może to wynikało z tego, co przeżywał w dzieciństwie. Jego ojciec był alkoholikiem, a syn nie chciał pójść w jego ślady. Więc pijał tylko „okazjonalnie”, co zdarzało się bardzo rzadko.
- Długo wiedział o chorobie?- spytałam.
- Od pół roku. Na początku choroba była jeszcze łagodna, później było coraz gorzej.
- Czemu on nie chciał mi powiedzieć?
- Za bardzo Cię kochał- dostałam błyskawiczną odpowiedź.
Po chwili ciszy znów się odezwał:
- Na pewno chciałabyś znać wiele odpowiedzi na swoje pytania, ale obawiam się, że nie znam na nie odpowiedzi. W ramach możliwości, pytaj o co chcesz.
Kiwnęłam głową i wstałam z łóżka. Gdy już stałam w drzwiach, popatrzył na mnie zdziwiony i spytał:
- A ty gdzie?
- Idę do kuchni.
Nadal zdziwiony szedł za mną. Przez ten tydzień przynosił mi posiłki do pokoju. Jadał ze mną, aby dotrzymać mi towarzystwa.
Wyjęłam z lodówki i szafki potrzebne mi rzeczy. Trochę dziwne, że miał mąkę.
- Co ty robisz?- spytał.
- Naleśniki, chcesz?
- Jasne, ale co Cię tak nagle wzięło?- zapytał, siadając przy wyspie kuchennej na stołku.
Odwróciłam się do niego.
- Po prostu, kiedyś musiałam wyjść z tej klitki- powiedziałam.
Zaśmiał się i obserwował mnie jak gotuję. Robię pierwszy krok. Muszę.
*
Tak naprawdę od czasu pogrzebu czułam się fatalnie, ale ostatnie zaczęły coraz bardziej dokuczać wymioty, zawroty głowy.
Postanowiłam pójść do ginekologa.
- Pani Amy Starlin proszona do gabinetu- powiedziała jakaś dziewczyna, która wyszła z gabinetu.
Wstałam i weszłam do gabinetu pełna obaw.
Po badaniu już wszystko było wiadomo:
- Jest pani w ciąży.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jak? Byliśmy ze sobą tylko ten jeden raz, gdy on wyszedł ze szpitala, gdy znów byliśmy razem. Gdyby Jack żył… Tak bardzo pragnął mieć ze mną dzieci…
- Który to miesiąc?- spytałam drżącym głosem.
- Drugi- odpowiedziała pani ginekolog.
Drugi... Przecież brałam pigułki, wszystko było ok…
 „Leżeliśmy na łóżku. Pokój rozświetliła jedynie lampka nocna, dając mało światła, nadając temu wnętrzu romantyczności. On był nade mną, całując moją szyję.
- Przestań- śmiałam się odsuwając go od siebie.
- Na pewno tego chcesz?- spytał  pomiędzy pocałunkami.
- Jack, nie pytaj się głupio. Gdybym nie chciała nie pozwoliłabym Ci się mnie rozebrać- zaśmiałam się cicho.
- Ale jakby co…
- Tak, tak, wiem, mam Ci powiedzieć- powiedziałam, przerywając mu, ponieważ powtarzał tą formułkę tysięczny raz.
Podniósł mnie od pozycji siedzącej i jedną rękę położył na moim udzie.
Zatraceni w pocałunkach nie myśleliśmy o tym, co właśnie się dzieje.
To miał być nasz pierwszy raz, a my zachowywaliśmy się, jakby tak nie było.”
Byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jak ja sobie poradzę?
Gdy dotarłam do domu, usiadłam na kanapie i zakryłam twarz rękoma, cicho płacząc.
Chwilę później wrócił mój przyjaciel.
- Amy, co się stało? Czemu płaczesz?- spytał obejmując mnie ramieniem.
- Jestem…- mówiłam, powstrzymując płacz- w ciąży- dodałam.
Collin popatrzył na mnie zaskoczony.
- Ale jak? Kiedy to się stało?
- Jak Jack wyszedł ze szpitala.. Krótko po tym.
Westchnął i przytulił mnie, cicho mówiąc:
- Amy, nie płacz już. Poradzisz sobie z tym wszystkim, i ja pomogę Ci, jeśli  tylko będziesz chciała.
- Nie wiem, czy sobie poradzę.
- Dasz radę.
- Gdyby Jack żył…- zaczęłam.
- Wiem, cieszyłby się jak wariat.
Zaśmiałam się przez płacz.
- To prawda- powiedziałam, gdy odsunęłam się od niego- Tak, dam radę. Powinnam, dla niego.
                                                                            *
Ciąża była dla mnie ciężka. Ciągle się źle czułam, nogi mi napuchły, nie mogłam spać. Jednak myśl
o dziecku dawała mi siły. To było dla mnie najlepsze lekarstwo na żałobę po Jacku. Nadal czułam tą pustkę, gdy go nie było już ze mną, lecz ta pustka powoli znikała- wypełniała się nowym życiem, które nosiłam pod sercem.
Pomimo tego, że mieszkałam z Collinem, nie czułam do niego większej sympatii. Zawsze traktowałam go bardziej jak brata, przecież był przyjacielem mojego narzeczonego.
Z tych wszystkich emocji, które nazbierały się w czasie ostatniego miesiąca zapomniałam o prezencie od Jacka. List, jego ostatnie słowa na papierze. Jego myśli, jego odczucia.
Bałam się, co będzie w środku. Pełna obaw podeszłam do szafy i wyciągnęłam z kufra na moje pamiątki ową kopertę. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać:
„ Kochana Amy,
Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie ma mnie na tym świecie. Postanowiłem, że pozwolę Ci na przeczytanie tego, dopiero, gdy mnie zabraknie.
Wiem, że cierpisz. Wiedz jednak, że ja Cię nie zostawiam. Ja nadal jestem, stoję obok Ciebie w kolejce po bułki w sklepie, kładę się z Tobą do łóżka i myję razem z Tobą zęby. Nie jestem fizycznie, ale duchowo nadal żyję. Nie jest to łatwe pogodzić się ze stratą. Wiem, mi też nie jest, gdy wiem, że zostawiam Cię samą.
Bóg zesłał na moją drogę  wspaniałego przyjaciela, Collina. Cóż, wariat z niego, większy ode mnie. Wiesz, co on kiedyś zrobił? Zapierał się, że nigdy w życiu nie pomiesza alkoholu. A jednak.
Po moich 25 urodzinach rzygał jak kot i to ja musiałem dzwonić po taksówkę, a nie on!
Postanowiłem, że to jemu powierzę opiekę nad Tobą. Wiem, że jesteś duża i nie potrzebujesz niańczenia, jednak nie możesz być sama, kiedy mnie już nie będzie…
Nie spodziewałem się, że w wieku 28 lat będzie  mi pisane umrzeć… Dowiedziałem się, kiedy byłem na kontrolnych badaniach. Pamiętasz  ten dzień, rok temu, kiedy poinformowałem Cię, że będę nocować u Collina? Rzeczywistość była inna- to wtedy się dowiedziałem. Złamało mi to serce, a co dopiero Tobie… Błądziłem po mieście, nie wiedząc, gdzie się podziać. Nie chciałem wracać do domu, nie mogłem. Postanowiłem nie mówić Ci o tym. Wiem, że powinnaś wiedzieć, lecz.. nie mogłem, nie potrafiłem. Boże, przecież ja tak bardzo Cię kochałem!
A  parę miesięcy potem… mnie zostawiłaś. Spakowałaś się i wyszłaś. Świat się dla mnie zatrzymał. Jeszcze bardziej czułem się samotny i opuszczony. Potem trafiłem do szpitala, bo  mój stan się pogorszył.
Gdy tylko wszystko na nowo się układało, ten na górze, Bóg- musiał wszystko zniszczyć i sprowadzić mnie do swojego świata. Ciągle się pytałem, dlaczego? Dlaczego to akurat ja, a nie mój wróg?
Jednak pomimo wszystko Cię kochałem i nadal kocham -pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie.
I pamiętaj, jeśli tylko będziesz gotowa- zakochaj się na nowo. Wiem, jaką miłością mnie darzyłaś, ale nie możesz żyć ciągle w żałobie. Otwórz swoje serce i żyj dalej!
A i jeszcze jedno- spakuj moje rzeczy i oddaj potrzebującym, a jeśli chodzi o rzeczy materialne- zostaw to, co dla Ciebie jest ważne, a resztę też gdzieś oddaj.
Dziękuję, że pojawiłaś się w moim życiu.
Twój Jack”
Po przeczytaniu listu rozpłakałam się  na dobre.
- Ja Ciebie też kocham- wyszeptałam, podtrzymując łzy.
- Amy?- krzyczał Collin, który wracał właśnie z pracy.
- Jestem u siebie- krzyknęłam.
- Amy, co się stało?- spytał Collin, który wparował do pokoju.
Widząc mnie na łóżku w listem w ręku wiedział już wszystko- zagryzł wargę i usiadł po turecku naprzeciwko mnie.
- Co pisał?
- Wiele rzeczy. Między innymi, że mnie kochał, lecz.. posłuchaj tego: „Bóg zesłał na moją drogę wspaniałego przyjaciela, Collina. Cóż, wariat z niego, większy ode mnie. Wiesz, co on kiedyś zrobił? Zapierał się, że nigdy w życiu nie pomiesza alkoholu. A jednak.
Po moich 25 urodzinach rzygał jak kot i to ja musiałem dzwonić po taksówkę, a nie on!
Postanowiłem, że to jemu powierzę opiekę nad Tobą. Wiem, że jesteś duża i nie potrzebujesz niańczenia, jednak nie możesz być sama, kiedy mnie już nie będzie.”
- Czy nawet pośmiertnie musi mi to wypominać?- zapytał wkurzony.
Ja zaśmiałam się cicho i popatrzyłam na niego oczami pełnymi łez.
- To był dobry facet. Zawsze rozbawiał wszystkich. Tak bardzo mi go brakuje.
- Mi jego też.
                                                                                      *
O 5:30 dnia 24 maja urodziłam synka. Po kilku godzinach porodu, przy którym była moja mama, mogłam wziąć swoje dziecko na ręce. Płakałam ze szczęścia, gdy trzymałam mojego maleństwo
w swoich ramionach. Tak bardzo przypominał mi jego. Pokochałam go już w pierwszej sekundzie, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.  Te 9 miesięcy były miesiącami błogosławionymi i potrzebnymi mi, gdyż one pomogły mi przejść przez żałobę.
Przejechałam kciukiem  po jego zarumienionym policzku i uśmiechnęłam się, śmiejąc się radośnie. Wiedziałam, co powinnam zrobić, więc wyszeptałam:
- Witaj na świecie, Jack.





2 komentarze:

  1. Boże święty, tym razem nie wytrzymałem. To nie była jedna łza ... nie wiem co dalej napisać. Świetna historia

    OdpowiedzUsuń